Wtorek zawsze przedstawia się w lepszych barwach niż poniedziałek. U Was też? ;)
Wracając do akcji z poprzedniego tygodnia - wcale mnie nie dziwi, że nie udało mi się zamieszczać jednego posta dziennie ;) Takie akcje po prostu nie są dla mnie. Tylko ciekawe kiedy w końcu to przyznam i przestanę próbować ;) heh
Przede mną pracowity tydzień.
Życzcie mi połamania ołówków ;)
A tymczasem - bazgry walentynkowe niejako :)
PS. Obiecuję, że w następnym poście opowiem Wam o niedzielnym kiermaszu rękodzieła i wizycie w Blå :)
Mamy już czwartek a ja dalej szkicuje i produkuje posty :)
Nikt mnie powstrzyma, przynajmniej przed szkicowaniem. Od wszelkich innych aktywności skutecznie powstrzymuję się sama :)
Powiedzmy, że przedstawia męki nauki norweskiego :) hehe. Nie no żartuje, na tym etapie norweski jest jeszcze bardzo prostu i przyjemny, a nauka to raczej zabawa, ale podejrzewam, ze już niedługoo ;)
Ach zapomniałabym... Mówiłam, że moim ulubionym sklepem w Oslo jest Panduro? (Tutaj taki mały apel - czy ktoś zna jeszcze inne sklepy dla craft-ludzi w Oslo? ;))
Wynalazłam tam podkładki pod kubeczki :)
Jeszcze tylko lakier muszę dokupić i będą gotowe :)
A jeśli do końca tygodnia będę zamieszczać codziennie nowe posty? :)
Mimo, że wczorajszy dzień miał wyglądać nieco inaczej, a los raczej nie sprzyjał, postanowiłam zatrzymać w sobie dobrą energię za wszelką cenę. Pomógł mi mój ulubiony sklep ze wszystkimi pierdołami craftowymi jakie można sobie tylko wymarzyć.
Kupiłam piękny surowy szkicownik. Nic oryginalnego. Serio. Ale jakoś tak zadziałał.... Pierwsza strona to szkic silnej i pięknej kobiety. Zainspirowany tym zdjęciem tej pani. To genialna wizażystka i moja znajoma :D:D
Nie wykluczone, że na tym szkicu z jej udziałem nie poprzestanę :)
P.S. Chyba przyzwyczajam się do -5 st :)
Chodzę w cieńszym płaszczu i bez czapki. Całkiem mi ciepło :)
Już sama nie wiem czy wróciłam do Oslo, czy znów wyjechałam z Polski.
W głowie się miesza od tych zmian miejsc, od tego ciągłego 'dziania się', ale niech się dzieje, niech się miesza :D:D
Ciężko było się rozstać z siostrą i dwoma najlepszymi na świecie maluszkami, które przeniosły się z jej brzucha (jakiejś odległej krainy) do świata realnego. I tu pytanie: jak szybko i bezwarunkowo można pokochać takie małe robaczki?! Jak bardzo można za nimi tęsknić, mimo świadomości, że widzą twoją twarz jako wielką plamę ?! ;) Niesamowite... :D:D
Teraz przestawiam się na inny tryb, ten norweski. Nie jest ani lepszy ani gorszy, tylko trochę inny.
Przestawiam się na wstawanie w ciemnościach i chłonięcie języka. Przestawiam się na pokonywanie oblodzonych i ośnieżonych górzystych powierzchni z udawaną- wrodzoną łatwością. Niestety jeszcze wciąż łapię zadyszki.. heh
Noooo no troszkę się rozgadałam, a Wy pewnie wpadacie tu na 'obrazki' ;)
Portrecistką nigdy nie byłam i nie będę, ale czasem zdarza mi się, w wyjątkowych sytuacjach i portretem się zająć. Dawidek i jego najlepsza ciocia :)
Otaczają mnie tony śniegu, ja okutana w ciepłe getry, swetry, szale, kapturzyska i rękawice jednopalczaste a na uchach wiosna...
Śpieszę się z postem, śpieszę się, bo jutro lecę do Polszy (na dosłownie chwilkę), śpieszę się donieść, że siostra urodziła zdrowe i piękne bliźnieczki, do których się baaaardzo śpieszę :)
Śpieszyłam się też z tym szkicem - do Polski nie zabieram komputera, a jakoś tak mnie kusiło, żeby ją pokolorować przed wyjazdem.
No i jest :)
Jak widać na szybko, troszkę nudo, troszkę nie tak, ale coś też jest :)